Zapraszam serdecznie do obejrzenia relacji fotograficznej z wypadu
paralotniowego na Goa do Indi i Nepalu.
Mam nadzieje, że przypadną Wam do gustu, tradycyjnie starałem się
ukazać Azje w trochę inny sposób.
Pod adresem : http://nasza-klasa.pl/school/133886 możecie się rejestrować jako absolwenci szkoły.
Mamy w końcu miejsce w Internecie w którym możemy wymieniać się zdjęciami danymi kontaktowymi i rozmawiać na forach które można rejestrować na stronie.
Dla zachowania klarowności na forum rejestrujcie fora dyskusyjne np. 2007, 2006 , ułatwi to nam odnajdywanie się w portalu.
Tym razem nie było żadnych sensacji żoładkowych po powrocie :)
Siedzę nad zdjęciami.
10 grudnia wracamy do Delhi na święto Diwali, będzie bomba szkolne orkiestry dęte darmowe jedzenie i Sikhowie z halabardami.
A 12 wracamy do Polski, w tamtym roku od razu po powrocie z Indii zjadłem golonkę. O mało co skończyła by się ta przygoda kulinarna w szpitalu. W tym roku zamierzam ostrożniej przyzwyczajać się do naszej narodowej kuchni :)
Piekno tego miejsca obnizylo nasza czujnosc i dalismy sie ostrzyc miejscowym. Bralismy udzial w fiszingu bez fisz i w ogladaniu z lodzi delfinow bez delfinow, pelna mina.
Jutro przebazowujemy sie na inna plaze w celu posmigania na kitach i na surfingu.
ps.
Troche uciazliwy jest ten grudniowy skawar trudno sie przyzwyczaic. Pozdrowienia dla polskiego zimowego skwaru :)
Przed wyjazdem na rafting kupilismy worek ziemniakow, wieczorem nadszedl na nie czas...
Przygotowalismy dla naszych nowopoznanych "braci" nepalskich tradycyjna polska potrawe ziemniaki z ogniska z sola i maslem. Prawie doszlo do bojki, poniewaz okazalo sie, ze zienmiaki z ogniska sa rowniez tradycyjna nepalska potrawa. Dla zalagodzenia sytuacji musielismy sie przyznac do naszych nepalskich korzeni i uznac wyzszosc miejscowych kartofli :)
Drugi dzien byl naprawde ostry, dwie osoby za burta. Nie da sie tego opowiedzic trzeba przezyc.
Wieczorne ognisko zaczelo sie od spozycia Dal Batu tradycyjnej potrawy a skonczylo na wspolnym spiewniu 'sto lat' przy akompaniamencie bembnow.
Obsluga twierdzi, ze w siedmioletniej katrierze nie spotkala takiej brygady jak nasza.
Ledwo wrocilismy z latania, jeszcze nie zregenerowalismy sie po trudnej drodze powrotnej po bezdrozach, a juz nastepnego dnia bladym switem rozdzielmy z Arkiem grupe na dwie czesci i wyruszamy na rafting i trekking.
Dzien pierwszy raftingu byl bardzo spokojny mozna by rzec ze nawet nudny, nauczylismy sie pakowac sprzet do nieprzemakalnych workow, sztalowac sprzet. Na wodzie raczej bez rewelacji troche nas zmoczylo i po 2 godzinach rozbilismy oboz na bardzo uroczej plazy w zalomie rzeki.
Najpierw mordercza jazda jeepami , ostatnie 2 km to prawie pionowy podjazd i naszym oczom ukazalo sie super lagodne startowisko na wysokosci 900 metrow z pieknym widokiem na Rybi Ogon i Annapurne.
Plan wycieczki byl prosty: pierwszego dnia latamy w okolicy, nastepnego dnia odpalamy na przelot w strone Pokhary.
Trzeba bylo sie naprawde starac aby sie nie utrzymac pierwszego dnia nad stokiem, ile trzeba sie bylo napracowac przy omijaniu noszen w drodze do ladowiska :). Od samego ogladania tej ciezkiej walki mozna sie bylo poczuc zmeczonym. Jeepy zabraly nas z ladowiska i ruszylismy do namiotow rozstawionych na startowisku na szczycie gory.
Wieczorek zapoznawczy przy ognisku minal nam bardzo sympatycznie na tancach spiewach z tubylcami przy muzyce nepalskiej kapeli.
Widok na rozgwiezdzone niebo przepiekny, widok tonacych o poranku stokow we mgle bezcenny :)
Dzien drugi nuda, sniadanko skladanie namiotow i fruu. Trasa przelotu przebiegala wzdluz asfaltowej drogi, dzieki czemu nie bylo problemow ze zbiorka. Najblizej Pokhary wyladowal Robercik, gratulacje.