Zapewne część z was pamięta mój zimowy pomysł na blazę z 2007 roku. Calutką zimę spędziłem w garażu przy „projekcie Cień” remontując Hondę Shadow.
http://picasaweb.google.com/cienciwa/HondaShadow2007#
Parę dni temu zacząłem prace nad nową miłością. Mam zamiar rozłożyć sprzęta do ostatniej śrubki zmienić elektrykę wyremontować silnik złożyć do kupy i polecieć na wiosnę J
http://picasaweb.google.pl/cienciwa/ProjektTajfun#
Trzymajcie kciuki
Wylądowaliśmy w Warszawie, różnica temperatur 30 stopni.
Ja chce wracać buuuuuuuuuuuuuu
Mamy już ostatni fragment trasy do pokonania. Przejedziemy przez rezerwat ludu Jarawa , jest to mały czarny ludek z dziadami w opaskach biodrowych. Podobno bardzo nie lubią jak im się robi zdjęcia chowamy więc aparaty fotograficzne, po co narażać się dzikusom. Przed wjazdem do rezerwatu pojazdy zbijają się w kolumnę, dostajemy uzbrojoną ochronę. Nie ma szansy za zrobienie postoju żeby lepiej się przyjrzeć miejscowym.
Dojechaliśmy do Port Blair udało się nam zjeść dobrą rybę i Tiger proms. To były jedyne dobre owoce morza, które udało się zjeść w restauracji na wyjeździe na AndamanyZanim zjedliśmy śniadanie pożegnaliśmy się w hotelu i wynajęliśmy jeepa, zrobiła się godzina 12. Przed nami 9 godzin drogi, a o godzinie 15 zamykają rezerwat przez który prowadzi droga na Havellock. Postanowiliśmy jednak wyruszyć i dojechać jak najdalej się uda, resztę trasy pokonać dnia następnego. Udało nam się dojechać do ostatniej przeprawy promowej do granicy rezerwatu. Nie udało nam się znaleźć hotelu bo w tej mieścinie nie było hoteli, oprócz jednego w którym warunki były jak na dworcu wschodnim w Warszawie. Zaczęliśmy nerwowo zastanawiać się co zrobić, byliśmy u księdza porozmawiać o noclegu, nie udało się. Ksiądz opowiedział nam o hotelu dla prominentów który zasadniczo nie wynajmuje turystom, ale co było robić to była nasza ostatnia szansa. Po długich negocjacjach używając różnych argumentów łącznie z płaczem i opowieściami o kobietach w ciąży. Udało się, dostaliśmy dwa pokoje.
Po paru dniach byczenia się na wyspie popłynęliśmy na północny kraniec Andamanów. Najpierw promem potem autobusem, który po 30 minutach złapał gumę a po kolejnej godzinie zablokował mu się most. Resztę drogi pokonaliśmy na pace jeepa. Lądujemy w zdecydowanie najgorszym hotelu na tym wyjeździe.
Wynajęta łódka po 3 godzinach podpłynęła do wyspy, która wygląda jak po przejściu epidemia i cyklonu. Jesteśmy jedynymi turystami na wyspie mieszkamy w jedynym hoteliku. Sami musieliśmy nosić do hotelu nasze toboły nie ma tu taxi i motorków do wynajęcia. Za to jest trochę śliczno i trochę straszno. Śliczno bo przyroda jest nie skażona wszystko porośnięte jest dżunglą i piękną roślinnością, bardzo mało jest palm kokosowych. Straszno ponieważ wyspa wygląd jak by została porzucona przez ludzi w wielkim pośpiechu. Sześć lat wcześniej na wyspie była ogromna fabryka sklejki, z powodu braku opłacalności produkcji z wyspy wyjechało 1500 osób pozostawiając opuszczone domostwa.
Dziś byliśmy na nocnym nurkowaniu niestety to był ostatni nur na naszym wyjeździe. Bardzo się obawiałem ponieważ to było moje pierwsze nocne nurkowanie w życiu. Nie było jednak tak źle okazało się, że nocne nurkowanie jest bardzo podobne do dziennego nura w polskim jeziorze :). Wczesnym rankiem ruszamy na Long Island.
Dzień zaczęliśmy od 40 minutowej przeprawy przez dżunglę , naszym celem było snorkowanie w miejscu zwanym Elephant Beach. Okazało się, że nie trzeba wynajmować skomplikowanego sprzętu i schodzić pod wodę na kilkanaście metrów. Wszystko to jest na tej plaży na wyciągnięcie reki na głębokości paru metrów.
Po wielu godzinach poszukiwań udało się w końcu zaobserwować rybkę Nemo w naturze. Mieszkała w raz z liczną rodziną w ukwiale, rybki radośnie kolebały się w falującej wodzie nie odstępując parzącego przyjaciela na centymetr.
Raczej nie jestem romantykiem, ale zostałem przymuszony do wyprawy na najpiękniejszą plaże na świecie. I rzeczywiście była piękna, a najpiękniejsze w całej wyprawie była mała włoska knajpka na palach w której zjedliśmy super krewetki.
Light House to pierwsze miejsce w którym nurkowaliśmy. Miejsce fantastyczne widoki superr mieli racje ci co mówili ,że to jedna z piękniejszych raf na świecie. Nurkowaliśmy na około kilkudziesięcio metrowej wyspy South Button.Taka była fala, że całą drogę płynęliśmy w łódce w piankach i maskach. Warto było można tam zobaczyć żółwie, krowy morskie, mureny.
Po paru godzinach poszukiwań udało nam się znaleźć odpowiednie lokum i wybrać firmę z którą zamierzaliśmy na wyjeździe ponurkować. Śpimy w ślicznych domkach z trzciny, za toaletę musi nam wystarczyć dziura w podłodze, za to morza mamy 10 metrów. Wstępne oględziny wyspy wskazują na to, że jeść będziemy Dal bat a o krewetkach i innych morskich frykasach możemy tylko poważyć .
Dzisiaj dojeżdża do nas druga grupa i lecimy na Andamany archipelag długości 352 km i szerokości do 51 km składający się z 576 wysp z których TYLKO 26 jest zamieszkałych.
Ladujemy w miejscowości Port Blair skąd dalej wyruszamy promem na wyspę Havellock.
Dla naszej grupy nadszedł dzień wyjazdu. Jak to mamy w zwyczaju odprowadzamy grupę na lotnisko i pomagamy w razie „W” . Często zdarzało się że były kłopoty z naszym nadbagażem i potrzebna jest pomoc w dogadaniu się z liniami. Na lotnisko w Delhi nie można wejść jak na Okęcie, wejścia pilnują uzbrojeni ochroniarze i wpuszczają tylko osoby posiadające bilety. Byliśmy na to z Arkiem przygotowani i mieliśmy wydrukowane bilety elektroniczne . Odpraw poszła gładko, tylko jedna osoba musiała przepakować 5 kg noży nepalskich że by uniknąć nadbagażu.
Uściskaliśmy wszystkich na pożegnanie i próbujemy wydostać się z lotniska. ZONK !!!! znaleźliśmy same wejścia i ani jednego wyjścia. Cztery i pół godziny zajęło nam wyjście poza teren hali odpraw. Nie udało się po groźbie , nie udało się po prośbie dopiero miła pani z linii lotniczych wytłumaczyła strażnikowi, nie polecieliśmy samolotem i wracamy do DelhiPrzed odlotem do Delhi postanowiliśmy zwiedzić stolice Nepalu. Droga z Pokhary do Katmandu zajmuje co najmniej 6 godzin, że by zdążyć za jasnego musimy w wyruszyć bladym świtem. Mieliśmy bardzo ambitny plany dotyczące zwiedzania, ale po 2 godzinach grupa podjęła decyzje o odwrocie. Popołudnie i wieczór spędziliśmy popijając piwko i obserwując ruchliwą ulicę na Temelu.